J. A. Konrath o branży wydawniczej
O ile polskiemu czytelnikowi postać J. A. Konratha może nie być zbyt dobrze znana (w naszym języku ukazało się jedynie jego opowiadanie Epitafium w zbiorze Thriller: Antologia opowiadań sensacyjnych mistrzów gatunku wydanym przez Świat Książki w 2008 roku), to za Wielką Wodą jest on całkiem znanym autorem i fanem eBooków (znajduje się m.in. na liście najpopularniejszych autorów w księgarni Amazon Kindle). Oprócz tego, prowadzi ciekawego bloga poświęconego branży wydawniczej.
Ostatnio Konrath podzielił się z czytelnikami informacją o tym, jak sprzedają się książki w księgarni Amazona oraz Apple. Otóż na Kindle Konrath sprzedaje około 200 eBooków dziennie. W przypadku Apple ta liczba to 100. Na miesiąc.
Konrath pokazuje również, że popularność autora w wersji elektronicznej nie gwarantuje sukcesu w druku. Jako przykład podaje Henry'ego Pereza - jego powieści Killing Red oraz Floaters sprzedają się całkiem nieźle w sklepie Amazona (Killing Red był nawet w pewnej chwili na liście bestsellerów Kindle). Wszystko dlatego, że wydawca Pereza był sprytny - zaoferował pierwszą powieść pisarza, Mourn The Living, za darmo. I udało się - obecnie za tytuł trzeba już zapłacić, ale mimo to jest ciągle na liście bestsellerów Kindle. Tymczasem w wersji papierowej dwa pierwsze tytuły sprzedały się odpowiednio w okolicach 200 tysięcy i 400 tysięcy kopii. Według Konratha oznacza to, że obserwujemy początek końca ery druku.
Konrath dostrzega oczywiście wszystkich tych, którzy powtarzają popularne, wręcz banalne hasła: "Uwielbiam drukowane książki", "Nigdy nie pozbędę się mojej kolekcji książek", "Lubię patrzeć na książki na półce", "Lubię dotyk papieru", "W drukowanych książkach nie wyczerpują się baterie", "eBooki szkodzą moim oczom", "eCzytniki są kruche i zbyt drogie", "Uwielbiam zapach papierowych książek". Otóż według Konratha te protesty i wyznania miłości najczęściej nie idą w parze z ilością kupowanych książek. Autor wspomina, że według wielu źródeł rynek książek elektronicznych to już 8.5% całości, a do końca roku może to już być 10%. Ponieważ rosnący rynek eKsiążek oznacza zmniejszający się rynek książek papierowych, sugeruje narzekaczom, by zaczęli kupować drukowane książki, by udowodnić swoje przywiązanie.
J.A. Konrath podkreśla, że nie liczy się to, czego, jak mówią, chcą autorzy, wydawcy, czytelnicy czy księgarnie. Tak naprawdę liczy się tylko to, co naprawdę robią - a jak na razie czytelnicy głosują swoimi portfelami i sprawiają, że rynek eBooków rośnie w niewiarygodnym tempie.
Pisarz ostro krytykuje wydawców, którzy publikują coraz mniej książek, rozwiązują umowy z autorami i wydają się nie mieć żadnego poważnego biznesplanu w związku z eBookami - wyceniają swoje eKsiążki za wysoko, oferują zbyt mały procent pisarzom, a także dodają filmy, które mogą być odtwarzane tylko na urządzeniach, na których ludzie niespecjalnie czytają książki (jak iPad).
Konrath kończy swój wpis myślą, że może wszyscy chcieliby, by rzeczy pozostały takimi, jakie są, ale nie zawsze dostajemy to, co chcemy.
Oczywiście, wypowiedzi Konratha, jako fana eKsiążek, należy brać z przymrużeniem oka. Jednak wszyscy krytycy eBooków powinni się faktycznie zastanowić, czy interesuje ich bardziej treść, czy też liczy się przede wszystkim forma? I czy za ich deklaracjami miłości do papieru faktycznie idą kolejne zakupy książek drukowanych? Rynek bywa dość odporny na deklaracje tych, którzy nie wydają pieniędzy, skupiając się raczej na tym, co interesuje płacących. Może więc warto zrewidować swoje poglądy? A wy, słysząc, że ktoś powtarza kolejny banał o wyższości książek papierowych nad innymi zapytajcie, ile taka osoba w zeszłym miesiącu kupiła książek.