William Gibson nie boi się eBooków
Wydawać by się mogło, że twórcy powieści science-fiction będą tymi, którzy najchętniej powitają nowe technologie. Tymczasem, jak uczy nas przykład Raya Bradbury'ego, wcale nie musi tak być - i autor sf może się okazać technofobem. Na szczęście współtwórca cyberpunku, William Gibson, nie należy do grona takich osób. Wprost przeciwnie - Gibson lubi Twittera i dostrzega zalety eKsiążek.
Twitter - pozytywne zaskoczenie
Jak przyznaje sam Gibson w wywiadzie dla Speakeasy, Twitter jest dla niego pewnym zaskoczeniem - nie spodziewał się, że kontakt z fanami będzie tak bezpośredni i tak miły. Jedynym, czego żałuje pisarz, jest fakt, że czytelnicy często zadają mu pytania o różne wydania jego książek, a on nie potrafi na nie odpowiedzieć.
Książka drukowana - pamiętajmy o ekologii
Autor "Neuromancera" nie boi się przyszłości i książki cyfrowej, choć nie uważa, iż forma papierowa przestanie istnieć. Zwraca jednak uwagę na negatywne strony obecnego sposobu wydawania, szczególnie dla środowiska. Przypomina, jak cały cykl życia książki wpływa na środowisko: ścinamy drzewa, by stworzyć z nich papier, później zużywamy energię, by zamienić je w ciężkie książki, które później trzeba transportować na dalekich trasach. W momencie, gdy mają miejsce jakieś zwroty, jest jeszcze gorzej - trzeba makulaturę zmienić w pulpę, by móc z niej wyprodukować kolejne książki.
Dla Gibsona rozwiązaniem jest druk na żądanie. Marzeniem pisarza są księgarnie, które będą miały po jednym egzemplarzu każdej książki, które będą mogli oglądać klienci. W momencie zdecydowania się na daną pozycję, będzie ona po prostu drukowana na miejscu w kilka minut - dzięki czemu zniknie problem zwrotów i nadprodukcji, a całość będzie znacznie przyjaźniejsza dla środowiska.
Najważniejsze - nie być technofobem
Cieszymy się, że William Gibson nie boi się przyszłości i nadchodzących przemian. Mamy również nadzieję, że jego entuzjazm udzieli się wielu mniej przekonanym do eKsiążek pisarzom. Chcielibyśmy również, by Ray Bradbury zdążył przed śmiercią przekonać się, że Internet wcale nie jest taki zły (i wcale nie trzeba posyłać ludzi z Yahoo do diabła tylko dlatego, że chcieli umieścić w swoim serwisie książkę autorstwa Bradbury'ego). I oby wszyscy pisarze wybierali postawę gibsonowską, a nie bradburowską.