eKsiazki.org Twoje centrum wiedzy o ePapierze i eBookach

21sty/11Wyłączony

Odwrotne pytania – całkowicie (nie)profesjonalny wywiad z Martinem Lechowiczem

Wywiad z Martinem Lechowiczem, autorem 'Teorii portali' Gdy narzeka się na Kindle Store w naszym kraju, często podnosi się problem braku polskich treści. Dlatego też postanowiliśmy przeprowadzić wywiad z Martinem Lechowiczem, autorem książki "Teoria portali", jednego z polskich rodzynków w amerykańskim sklepie z eBookami.

O Martinie
Martin Lechowicz jest wszechstronnie uzdolnionym artystą. Prowadzi stronę Masa krytyczna, całkowicie nieprofesjonalnie śpiewa, tworzy centrum gadania o Biblii czy KonteStację. Jeśli jesteście informatykami, pewnie kojarzycie go z Piosenki o smutnym programiście, a jeżeli oglądacie piłkę nożną - z Ballady o Łukaszu Podolskim. Do tego Martin wydał "Teorię portali". Tym bardziej cieszymy się, że tak zajęty człowiek znalazł chwilę, by odpowiedzieć na nasze pytania. Dzięki!

Wywiad
eKsiazki.org: Co skłoniło twórcę satyrycznych piosenek i felietonów, by napisać książkę? Skąd pomysł na nią?

Martin Lechowicz: Odwrotnie: co skłoniło Mnie, pisarza i publicystę, by zacząć pisać satyryczne piosenki. Książkę zacząłem pisać 8 lat temu. Miałem zbyt ciekawe życie, żeby siedzieć całymi dniami i pisać, aż do ostatniej strony. Jak Pilipiuk.

Zawsze się zastanawiam jakiej odpowiedzi spodziewają się ci, co mnie pytają "skąd bierzesz pomysł na piosenkę?" Albo na książkę. Spodziewają się, że stoi za tym jakaś mroczna tajemnica? Że kupiłem eliksir kreatywności na Allegro? Że doznałem ekstatycznej wizji, w którym objawił się anioł i zaczął dyktować?

Książka - podobnie jak felietony, piosenki i cała reszta - biorą się po prostu z obserwacji życia. Pomysły wyskakują jak bąbelki w piwie i trzeba je łapać. Czasem nałapie się ich tyle, że wystarcza na powieść. Sam pomysł jeszcze nie wystarczy, ale w połączeniu z paroma umiejętnościami, których człowiek się oducza w szkole, mogą przynieść ciekawe wyniki. Ja na szczęście do instytucji szkoły miałem stosunek analny, i na zdrowie mi to wyszło. Teraz mogę pisać ile dusza zapragnie, a czytelnik wytrzyma.

eK: Na stronie teoria.pl można zamówić książkę drukowaną, ale jest i wersja elektroniczna. Dlaczego zdecydowałes się na wydanie swojej pozycji także w wersji cyfrowej?

ML: Znowu odwrotnie zadane pytanie: ja najpierw publikowałem książkę w wersji elektronicznej, a potem wydałem ją drukowaną. Historia zaczęła się od tego, że w trakcie pisania utknąłem na rozdziale dwudziestym, po czym skończyło mi się paliwo. Paliwem nie był wbrew pozorom alkohol, ale motywacja. Gdy mój mózg odezwał się znienacka i zadał pytanie: "po co?", zorientowałem się, że faktycznie: mózg ma rację. Siedzę i piszę jak jakiś Pilipiuk, a nie wiem nawet po co. Więc przestałem pisać.

Ale, że książka była niezmiernie fajna i ciekawiło mnie co będzie dalej, postanowiłem znaleźć cokolwiek, co da mi odpowiedź na pytanie "po co?", dzięki czemu będę mógł pisać dalej. Zrobiłem więc z "Teorii Portali" powieść w odcinkach - każdy rozdział wysyłałem mailem każdemu, kto chciał zaprenumerować. Za darmo. I to zmuszało mnie do pracy, bo wiedziałem, że muszę napisać przynajmniej jeden rozdział na tydzień, bo ktoś czeka na ciąg dalszy.

Później okazało się, że jednym z tych prenumeratorów był mój obecny wydawca. Uparł się, że powieść jest zbyt dobra, żeby jej nie wydać drukiem.

Ale wnioski z tego całego eksperymentu są jednoznaczne: okazało się, że ludzie wolą kupić książkę drukowaną, niż czytać za darmo na komputerze. Przez kilka lat miałem okazję się o tym przekonać przy wielu okazjach i zawsze wniosek był ten sam. Ciekawe, że większość dużych wydawnictw wciąż zupełnie sobie z tego nie zdaje sprawy. Przykładowo, "Fabryka Słów" odmówiła wydania "Teorii Portali" nawet jej nie czytając, bo argumentem było to, że skoro książka była publikowana w sieci, to nie będzie sensu jej teraz wydawać drukiem. Dziwię się, jak wydawnictwo, które ma tak złe rozeznanie w rynku, może tak dobrze sobie radzić - oczywiście okazało się, że publikowanie za darmo w sieci nie tylko nie przeszkadza, ale wręcz pomaga. Amazon z zasady udostępnia za darmo fragment książki do przeczytania.

eK: Dlaczego Amazon i Kindle Store, a nie któryś z polskich serwisów, które przecież oferują podobną funkcjonalność?

ML: Z tego samego powodu, z jakiego korzystam z hostingu w firmie amerykańskiej, a nie polskiej: bo jest o wiele solidniej, przyjaźniej, taniej i da się dogadać. Amazon był eksperymentem. Miałem wrażenie, że znalazłem dziurę w rynku, która tylko czeka, żeby ktoś ją zapełnił. I wcale się bardzo nie pomyliłem: kiedy w Kindle Store wpisze się w wyszukiwarce frazę "po polsku" to znajdzie się tylko jedna książka - "Teoria Portali".

eK: Jakie są Twoje wrażenia z używania Digital Text Platform, czyli platformy self-publishingowej Amazona?

ML: Bardzo dobre. Cały proces publikowania jest prosty, wygodny i przemyślany. Brakuje mi tylko dwóch rzeczy: trochę bardziej rozbudowanych statystyk i języka polskiego na liście języków. Jest Islandzki, jest Albański, jest Swahili - ale polskiego nie ma. Co pokazuje najlepiej ile Polacy czytają książek i jak przedsiębiorczy są polscy wydawcy.

eK: Czy sprzedawanie polskiej książki w postaci eBooka w amerykańskim sklepie się opłaca?

ML: A jak może się nie opłacać, skoro koszty są zerowe? Opłacałoby się nawet gdyby się sprzedał jeden egzemplarz, a prowizja wynosiła 99%.

Poza tym operowanie pojęciami "amerykański" i "polski" w tych czasach przestaje mieć sens. Moją książka nie jest polska - jest tylko w języku polskim, a sklep Amazon nie jest amerykański - ma tylko siedzibę na terenie USA. W internecie nie ma granic ani narodowości.

Kiedyś jechałem pociągiem z Odessy do Krakowa. Wybrałem ukraiński wagon, żeby było ciekawiej (i czyściej). I faktycznie było. W przedziale siedzieli kierowcy TIR-ów i uczyli mnie sprośnych ruskich piosenek, bardzo polecam. I pamiętam, że kiedy rozmowa zeszła na sprawy społeczno-narodowe, jeden z nich powiedział, że zjeździł pół świata i jedno wie: że Polacy są jak trawa - są wszędzie.

I dlatego publikuję książkę po polsku w Amazon. W USA też jest trawa. I to ile!

eK: Wiemy, że używasz Kindle 3. Czy odpowiada Ci czytanie z ekranu eCzytnika, czy jednak wolisz książki drukowane?

ML: Może trudno w to uwierzyć komuś, kto osobiście tego nie sprawdził, ale czytanie w Kindle 3 jest wygodniejsze niż czytanie na prawdziwym papierze. Szczególnie to widać, kiedy próbuje się czytać książkę jedząc pizzę. Zawsze mnie irytowało to, że książka wymaga do czytania udziału rąk, inaczej się złośliwie zamyka. A z Kindle problem krojenia pizzy i czytania jednocześnie książki zniknął raz a dobrze.

Pamiętam, że kiedy pierwszy raz wyciągnąłem Kindle z opakowania, w którym do mnie przyszło, to prawie wyrwałem ekran. Myślałem, że to zabezpieczający papier kredowy, a właściwy ekran jest pod nim. Dla ludzi przyzwyczajonych do ekranów LCD, pierwsze wrażenie jest naprawdę piorunujące - człowiek autentycznie myśli, że to papier.

Po paru miesiącach używania, pierwsze wrażenie znika, ale wygoda pozostaje. Jestem pewien, że nie kupię więcej żadnej książki papierowej, jeżeli będzie jej wersja na Kindle. Rozumiem nostalgię za szelestem kartek, ale szukanie zalet liczydła, kiedy istnieje kalkulator, to skazywanie się na życie w muzeum.

Papierowe książki nie mają żadnej zalety w porównaniu z Kindle: są cięższe, droższe, trudniejsze w używaniu, trudniej je kupić. Jedyną zaletą książek papierowych został tylko zapach - niektórzy lubią zapach świeżego druku. Ale jeżeli ktoś kupuje książkę wyłącznie dla zapachu, to ja się już zupełnie nie dziwię dlaczego na liście języków w Amazon nie ma polskiego. Po co Polakowi tekst, jak on chce tylko wąchać.

Minusem dla wielu osób jest fakt, że w Kindle Store jest ledwie kilka książek po polsku. Dla mnie to nie jest wada, po angielsku i tak czytam więcej niż po polsku. Wszystko co jest warte czytania jest - albo będzie - po angielsku. To przy okazji dobra motywacja, że wyjść z polskiego zaścianka (żeby nie powiedzieć innego słowa na "za-") i nauczyć się w końcu współczesnego lingua franca.

Tak czy inaczej jestem przekonany, że papier elektroniczny ostatecznie stanie się dominujący, a papier papierowy wypadnie na margines. Ale o tym czy stanie się to za 10 lat, czy za 100 zdecyduje - jak o wszystkim - ekonomia.

Amazon jednak nie jest straszny
Jak widać na przykładzie Martina, Amazon nie jest czymś strasznym dla polskich autorów. Może więc najwyższy czas, by rodzime wydawnictwa dogadały się z amerykańskim potentatem i strumyczek polskich treści zamienił się w rwącą rzekę? Ile jeszcze przykładów potrzebujemy?

Zapraszamy do komentowania wywiadu na naszym forum dyskusyjnym.

Zakres tematyczny: eBooki Komentarze wyłączone
Komentarze (0) Trackbacki (0)

Przepraszamy, w chwili obecnej komentarze są wyłączone.

Brak trackbacków.