Radni PiS: Czytelnicy powinni płacić za pobieranie eKsiążek z bibliotek
Na wstępie przepraszamy. Nigdy nie chcieliśmy przenosić w miejsce, które traktuje o kulturze, polityki. Wygląda jednak na to, że niezależnie od tego, czego byśmy pragnęli, polityka sama przychodzi do nas. Tym razem Głos Pomorza publikuje artykuł, w którym relacjonuje, jak radni PiSu chcieli przekonać, by wprowadzić opłaty za eBooki, które Miejska Biblioteka Publiczna udostępnia czytelnikom poprzez Bałtycką Bibliotekę Cyfrową.
Bo cyfryzacja jest kosztowna
Wszystko wynikało z tego, że radni uświadomili sobie, że digitalizacja kosztuje. - Przeznacza się na ten cel publiczne pieniądze, więc osoby, które korzystają z tych materiałów, powinny za nie w jakiejś formie płacić, aby można było gromadzić fundusze na powiększanie księgozbioru i zasobów BBC – uważa Robert Kujawski, radny PiS.
Wprawdzie radny nie precyzuje, w jaki sposób miałoby się taką opłatę pobierać, ale nie wyklucza abonamentu, gdy czytelnik chce skorzystać z pełnego tekstu udostępnionej w bibliotece pozycji.
– Gdybyśmy dłużej tolerowali pobieranie z BBC całych materiałów, to w końcu ktoś mógłby w ten sposób skompletować własną bibliotekę i udostępniać tak zdobyte materiały za pieniądze – przekonuje Kujawski.
Ktoś mógłby skompletować własną bibliotekę!
Zastanawiamy się, czy radny naprawdę obawia się, że ktoś mógłby skompletować własną bibliotekę. Zwracamy więc panu radnemu uwagę na palący problem domeny publicznej - treści, które się w niej znajdują, można pozyskać za darmo, a następnie udostępniać za opłatą (płacąc, oczywiście, odpowiedni podatek na tzw. Fundusz Martwej Ręki - 5% do 8%).
A może należałoby pójść o krok dalej i zabronić wypożyczeń bibliotecznych do domu? W końcu źli czytelnicy na pewno w domu książki skserują (zwłaszcza te, do których autorskie prawa majątkowe wygasły), a następnie mogą je udostępniać innym. Najlepiej zapewne byłoby w ogóle zamknąć biblioteki, wtedy zniknęłyby problemy z kosztowną cyfryzacją.
Na poważnie - PiS ma problem z czytelnictwem?
Pragniemy zauważyć, że biblioteki nie opanowały jeszcze sposobu asymilacji pieniędzy bezpośrednio z powietrza, a są, podobnie jak diety poselskie, finansowane z budżetu państwa. Skoro więc podatnicy zapłacili już za nie, dlaczego mieliby robić to po raz drugi? Zwłaszcza, że obowiązujące przepisy zabraniają takiego postępowania (tj. ustalania opłaty za wypożyczanie materiałów, a nie płacenia drugi raz za to samo, oczywiście).
Warto również zwrócić uwagę, kto mówi o tym problemie. To nie biblioteki zwróciły się do mediów z żalem, iż digitalizacja kosztuje, a one chciałyby pobierać opłaty, by te koszty pokryć. Wszystko jest pomysłem radnych, którzy zapewne przy cyfryzacji nie przepracowali ani minuty - skąd więc taka troska o "biednych" bibliotekarzy, którzy sami się na swoją dolę nie skarżą?
Czy zatem, zamiast cieszyć się z tego, że są jeszcze ludzie chętni, by czytać, należy szukać dodatkowych sposobów wyciągnięcia od nich pieniędzy i tym samym zniechęcenia ich do (e)czytelnictwa?