W Nowej Zelandii da się bez DRMu
Cała branża wydawnicza przekonuje nas, że DRM w eBookach to zło konieczne, z którym musimy się pogodzić, bo inaczej się nie da. Tymczasem powstały w Nowej Zelandii serwis meBooks pokazuje, że można sprzedawać eKsiążki bez DRMu. Firma będzie także pomagać lokalnym wydawcom w produkcji i sprzedaży ich eBooków.
Serwis jest skierowany przede wszystkim do mieszkańców kraju kiwi, zwłaszcza, że książki w tym serwisie napisane zostały przed i dla Nowozelandczyków. Na początku, by pomóc rozpropagować ideę eKsiążek w Nowej Zelandii, większość pozycji dostępnych w serwisie będzie darmowa.
Według Jasona Darwina, założyciela meBooks, "klienci chcą eBooków, w których technologia nie przeszkadza w czytaniu, jak dzieje się niestety zbyt często w przypadku innych serwisów. Wykorzystanie systemów DRM, choć oferuje pewną minimalną ilość ochrony dla wydawców, w rzeczywistości głównie doprowadza klientów do frustracji i zmniejsza ilość sprzedanych pozycji, jaką w innym przypadku cieszyłyby się dane utwory. Mamy nadzieję, że, podobnie jak w wypadku sprzedaży muzyki online, DRM jest tylko przejściowym podejściem i to takim, które zostanie niedługo odrzucone przez większość branży wydawniczej".
Z innych wieści z Nowej Zelandii polecamy ciekawy artykuł o eBookach w tym kraju, opublikowany przez NZ Heralda, w którym można się między innymi dowiedzieć, jakie urządzenia są przyszłością dla eBooków według Michaela Harta, założyciela Projktu Gutenberg.
Jak pokazuje przykład meBooks - DRM wcale nie musi być obecny w eBookach. Mamy zatem nadzieję, że nowozelandzki serwis będzie impulsem dla ogólnoświatowych przemian w kwestii eKsiążek, a my, klienci i czytelnicy, wreszcie doczekamy się utworów, które będziemy mogli poznawać bezproblemowo bez względu na to, z jakiego urządzenia korzystamy.